Przez trzy dni odpoczywałem w domu moich wspaniałych gospodarzy. Nim skończyłem główną część podróży, nie zdawałem sobie sprawy ze swojego zmęczenia. Przez ostatnie tygodnie, a nawet miesiące, ekscytowała mnie myśl o finiszu i realizacji celów. Gdy to stało się historią, poczułem ciężar wyczerpania.
Przez pierwsze dwa dni głównie jadłem i spałem. Gdyby nie Etienne, który wyciągnął mnie na ryby, pewnie nie przekroczyłbym progu. Na trzeci dzień zebrałem dość energii by przenieść się na pobliską plażę i paść tam na parę godzin.
Czas jednak mnie naglił. Były jeszcze sprawy do załatwienia. Przez ostatnie dwa miesiące w tajemnicy utrzymywałem fakt posiadania biletu powrotnego. Nie wiedzieli o nim moi przyjaciele ani rodzina, a ja chciałem zrobić niespodziankę.
Powoli popedałowałem w stronę Kapsztadu. Wiatr pchał mnie, a słońce czasami wyglądało zza chmur, dając szansę by ostatni raz cieszyć się plażą. Już niebawem będę w środku europejskiej zimy, więc próbowałem złapać tyle ciepła ile to możliwe.
Miasto, które zawsze było początkiem lub końcem tysięcy rowerowych wypraw przez kontynent, wabiło mnie perspektywą długo wyczekiwanych spotkań. Dowiedziałem się, że Tom i Matt dotarli do celu raptem kilka dni wcześniej.
Nigdy nie dojechałem rowerem do Kapsztadu. Zadzwoniłem do Matta, by dowiedzieć się, że mieszka on na pięknej farmie nieopodal Stellenbosch. Niebawem dopedałowałem tam i spotkałem go po raz pierwszy od Kairu. Tom, którego po drodze widziałem raz w Addis, był tam również ze swoją rodziną.
Kolejnych kilka dni spędziłem na relaksie przy basenie, korzystając z grilla bardzo często używanego w letnim sezonie. Nie mógłbym sobie wyobrazić hojniejszych i lepiej rozumiejących mnie gospodarzy niż ta rodzina rowerzystów, której syn właśnie zakończył 18-miesięczną podróż.
Odwiedzając miasto spotkałem kolejnych chłopaków, z którymi nie widziałem się od wspólnego piwa w Kairze: Mam na myśli Ria i Imraana z ekipy Siyashova, którzy przejechali afrykę w przeciwnym kierunku.
W końcu nadszedł nieunikniony moment. Od dawna już tęskniłem za Afryką, mimo że nadal tam byłem, jeszcze przed przybyciem na lotnisko. Moje uczucia stanowiła mieszanka skrajności, od smutku, że kończy się wspaniała przygoda, która zajęła ostatnie 19 miesięcy mojego życia, po ekscytację na myśl o ponownym spotkaniu z rodziną i przyjaciółmi. Wchodząc na pokład miałem przenieść się do europejskiej rzeczywistości w ciągu jednego dnia — to wydawało mi się zbyt nienaturalne.
Startując w środku nocy i siedząc dokładnie pośrodku kadłuba, nie mogłem nacieszyć się ostatnimi widokami Afryki. O poranku mignął mi tylko wschód słońca nad Saharą, po czym całkiem niedługo lecieliśmy ponad zimną Europą.
Spotkanie ze Starym Kontynentem nie było typowe. Mając kilka godzin do dyspozycji we Frankfurcie najpierw udałem się na wielki obiad do pakistańskiej restauracji, potem nabyłem indyjskie przyprawy i wyszperałem w księgarni pozycję pióra afgańskiego autora. Tuż przed wejściem na pokład kolejnego samolotu miałem przyjemność odświeżyć mój niemal zapomniany perski z pół-afgańskim pracownikiem linii lotniczej.
Plan zaskoczenia rodziny nieomal zawalił się gdy na lotnisku, pompując koło, urwałem wentyl od dętki. Z pomocą mojej wspaniałej przyjaciółki zdołałem dokonać prowizorycznej naprawy i przenocować nieopodal. Kupiwszy rano nową dętkę, pojechałem do domu, po cichu wszedłem do środka i pojawiłem się w kuchni ku kompletnemu zaskoczeniu mojej Mamy, która niczego się nie spodziewała. Potem podobną niespodziankę sprawiłem Tacie i przyjaciołom, z którymi spotkałem się niebawem.
W wigilię zadzwoniliśmy złożyć życzenia mojej siostrze, która właśnie dopływała na Karaiby żaglowcem. Nasza szalona rodzina nie spotka się w komplecie za szybko, ale w czasie gdy ten blog dobiega końca, Wy możecie zająć się lekturą przygód Siostry.
Komentarze:
mama
Iwo
Cóż, kiedyś jeszcze przyjdzie się zamienić miejscami ;)
Szczęśliwego!
ellrof
Bardzo lubiłem śledzić Twoją wyprawę :-)
Ciosna
Piękna podróż, którą świetnie dzieliłeś się z widzami.
Życzę odpoczynku i podobnych wojaży w przyszłości.
Marcin S. Sadurski
Dudeck
chmurat
Rafal Czyzewski
Michu75
Chciałbym przeczytać Twojego kolejnego bloga z równie fantastycznej podróży.
Pozdrawiam
Onlinemaster
mad
Włod
tomek
José M. Bermejo
You got it!!!
As I told the first time I got in touch to you when you was crossing Jordan, if anytime you come to Spain, please let me know!!!