Wjeżdżając do Łotwy musiałem włączyć się w strumień ciężarówek podążających niesławną Via Baltica. Byłem na tej drodze już wcześniej, w Estonii, ale teraz nie było dla niej żadnej alternatywy przez półtora dnia jazdy. Na szczęście przez większość dystansu jest ona wyposażona w twarde pobocze, a najbardziej zniszczone odcinki pokryto nowym asfaltem. Nie oznacza to jednak wcale, że można ją nazwać wygodnym szlakiem rowerowym.
Kontrastem dla ruchliwej drogi były sosnowe lasy i częsty widok Bałtyku po prawej stronie. Wioski i miasteczka nie miały jednak nic do zaoferowania, aż do stolicy — Rygi.
Do miasta wjechałem tylnymi drzwiami, przez dzielnicę portową, a potem przez wielki park, będący w istocie lasem zamkniętym w granicach miasta. Potem, krążąc wokół centrum, dotarłem do hostelu ulokowanego w samym środku miejskiego targowiska.
Pozostałości komunizmu są wyraźnie widoczne w Rydze. Nie tyle monumentalne budynki, których nie jest tutaj tak wiele, ale przede wszystkim toporna infrastruktura, obfitująca w przeszkody antyrowerowe. Można też znaleźć liczne ślady wcześniejszych czasów, jak i wiele oznak nowoczesności. Nowy, lśniący, niskopodłogowy tramwaj zatrzymujący się obok drewnianego domu na ulicy wybrukowanej kocimi łbami to nic nadzwyczajnego tutaj.
Starówka i jej okolice mają już bardziej zapraszający i uspołeczniony wygląd. Restauracje i kawiarnie wychodzą z ogródkami na ulice, które tętnią życiem. Najbardziej charakterystyczna dla Rygi jest muzyka. Słychać ją niemal na każdym rogu, nie tylko od ulicznych muzykantów, ale i grających w lokalach. Parki też są pełne ludzi i pokazują, że zakaz picia piwa w miejscach publicznych nie jest konieczny by zapewnić w nich porządek.
Całe centrum obfituje w przykłady architektury secesyjnej, dzięki którym znalazło się na Liście Światowego Dziedzictwa UNESCO. Większość z nich to perełki, pięknie odnowione i goszczące ambasady lub inne ważne instytucje. Niektóre jednak są fatalnie zaniedbane i proszą by ktoś się nimi zajął.
Bazar, sąsiadujący z dworcem kolejowym i autobusowym, zdominowany był przez czereśnie, truskawki i brzoskwinie, na które akurat jest sezon pod koniec czerwca. Moim faworytem są jednak stoiska z kwasem chlebowym w postaci cysterny na kołach, z której napój nalewany jest do plastikowych kubków.
Rygę opuściłem poprzez nadmorski kurort Jurmala, po czym skierowałem się na zachód, próbując omijać główne drogi. W rezultacie uniknąłem też asfaltu. Jakieś 50km pomiędzy Tukums a Kuldīgą stanowiła szutrowa droga. Nie było trudno po niej jechać, ale prażące słońce wysuszyło ją na pieprz. Każdy przejeżdżający samochód podnosił tuman białego kurzu, który osiadał na moim ubraniu i rowerze. Czy mogłem pragnąć czegoś bardziej niż kąpieli? Dokładnie na końcu szutrów, w mieście Kuldīga, napotkałem na rzekę. Wenta jest tutaj szeroka, ale płytka. Dno było widać, a autochtoni kąpali się licznie, więc nie zastanawiałem się dłużej. Ponieważ uwielbiam budować, a materiału było pod dostatkiem, szybko ustawiłem niedużą tamę spiętrzającą wodę powyżej kolan — akurat by stworzyć idealne miejsce do ochłody.
Tutaj zobaczyłem też pierwsze gwiazdy. Ciemne noce zaczęły się gdzieś w okolicach Rygi, a wraz z dniem skracającym się po letnim przesileniu, będą one coraz dłuższe i ciemniejsze aż do Bliskiego Wschodu, gdzie powinienem dotrzeć zimą. Nie będzie więcej jazdy nocą, żegnaj dniu polarny!
Ostatnim miastem, które planowałem odwiedzić, była Lipawa (Liepāja). Również pełna ciekawej architektury i położona pomiędzy morzem a jeziorem. Znalazłem tam gimnazjum, do którego uczęszczał pierwszy prezydent Polski, Gabriel Narutowicz. Wcześniej, na Uniwersytecie Technicznym w Rydze, natrafiłem na tablicę głoszącą, że studiował tam nasz trzeci prezydent — Ignacy Mościcki. Jako że oba odkrycia były przypadkowe, mogę się założyć, że jest tu całkiem sporo polskich śladów.
Łotwa miło mnie zaskoczyła swoją nienachalną różnorodnością. Spodziewałem się monotonnych równin i bardziej szarych, topornych miast. Napotkałem tymczasem przyjazny dla oka i ucha kraj. Płaski, ale nie nudny. Z ciekawymi śladami historii, doprawiony sowieckimi pozostałościami, które nie dominują w obrazie całości. Choć inwestycja w infrastrukturę drogową mogłaby tu wiele poprawić, kraj już został odkryty przez rowerowych podróżników. Dzięki tanim lotom do Rygi widziałem tu więcej sakwiarzy niż w poprzednich trzech krajach razem wziętych.
Czas powitać znowu ciężarówki i ruszyć na południe, na Litwę!
Komentarze:
Marta
Ramacity