Pomimo upraszczającego podziału na północ i południe, który zdominował media, Sudan, nawet po faktycznym podziale, pozostaje krajem wieloetnicznym. O ile nie widać tego na wiejskich obszarach wzdłuż Nilu, to stolica, jak szkło powiększające, pokazuje ogromne skomplikowanie i bogatą mieszankę ludności.
Chartum jest niezwykły pod wieloma względami. Po pierwsze jego położenie w miejscu gdzie Błękitny i Biały Nil łączą swe wody, robi z niego raczej grono trzech miast niż jeden wspólny byt. Chartum, Omdurman i Bahri, oddzielone wodami największej rzeki Afryki, zdradzają odmienną atmosferę i wygląd. Wszystkie trzy jednakże są zasiedlone przez szeroką gamę ludzkich ras. Arabowie, biali i pierwsi naprawdę czarni Afrykanie, jakich spotkałem na swojej drodze, stanowią większość populacji, ale Chińczycy i inni Azjaci z Dalekiego Wschodu są częstym widokiem. Głównie za sprawą ogromnego ekonomicznego zaangażowania Chin w Sudanie. Tak wielkiego, że nie raz byłem witany przez dzieciaki krzyczące „Ni hao!”, czyli chiński odpowiednik „dzień dobry”.
Miasto składa się z ponurych betonowych bloków, wielkich willi z bujnymi ogrodami, jak i slumsów otoczonych piaskiem i śmieciami. Nawet w bogatych dzielnicach ciemnoskóre kobiety siedzą pod drzewami, wraz ze swoimi maleńkimi stolikami. Instytucja czaj mamy – kobiety gotowej przyrządzić każdy rodzaj ziołowego naparu w ciągu kilku sekund – pozwala temu krajowi funkcjonować, lub może raczej przetrwać południowe godziny największego żaru.
Pomimo ogromnej biedy, miasto jest uważane za bezpieczne i względnie wolne od przemocy. Nawet najbiedniejsi sprawiają wrażenie zadowolonych z życia w stolicy, gdzie nietrudno o czystą wodę i można znaleźć pracę, w odróżnieniu od ich suchych i zniszczonych wojną rodzinnych stron na obrzeżach tego wielkiego kraju.
Sudan pod pewnym względem przypomina USA: prowadzi trzy wojny w tym samym czasie. Oprócz najbardziej znanych konfliktów między Północą a Południem oraz w Darfurze, kolejny trwa w górach Nuba. Mimo że wszystkie raczej przycichają w ostatnich latach, napływ uchodźców trwa. Ponadto, mimo że zdominowany przez islam i rządzony zasadami szarii, Sudan jest domem dla dużej społeczności etiopskiej, która swobodnie wyznaje swoją religię.
Tak jak ludzki krajobraz wydał mi się egzotyczny, tak i przyroda po drugiej stronie Sahary jest pełna nowości. Pierwsze od miesięcy wielkie drzewa to głównie mangowce, ale też i wiele innych, których nazwy pozostają dla mnie tajemnicą. Moim ulubionym stało się drzewo z potężnymi owocami przypominającymi ogórki, które zwisają na kilkumetrowej długości sznurach.
Na pierwszy rzut oka Chartum nie wydaje się interesujący. Wśród ścisłych reguł islamu niewiele jest miejsca na rozrywkę (choć kobiety nie zakrywają się tu tak bardzo jak w o wiele wolniejszym Egipcie). Pomimo tego, dwa cotygodniowe wydarzenia zasługują na uwagę, mimo że odbywają się o tej samej porze w bardzo odległych od siebie miejscach. Każdego piątku tłum sufitów zbiera się na cmentarzu w Omdurmanie, by tańczyć dla Allaha. Ich kolorowe stroje i twarze, wraz z transem, w który wprawiają się muzyką, ruchem i kadzidłami, tworzą niezapomniane widowisko.
Na drugim brzegu Nilu, w byłym obozie uchodźców Hadżi Jusuf, nubijscy zapaśnicy wychodzą na piaszczystą arenę, by toczyć pojedynki w wieczornym słońcu. To zajęcie jest już mniej święte i obejmuje zakłady zawierane przez publiczność, ale jest nie mniej przejmujące.
Połowę czasu spędziłem w miłym Youth Hostel, a połowę u Marka, którego znalazłem na CouchSurfing. Spędziwszy tam wiele miesięcy jako nauczyciel angielskiego, zna on miasto doskonale i ma szerokie grono przyjaciół wśród innych ekspatów. Szybko dowiedziałem się, że w tym suchym kraju ambasady dbają – oficjalnie lub nie – by dostarczyć trunków. Po pięciu miesiącach, podczas których wypiłem mniej piw niż mam palców, nie wspominając o czymkolwiek mocniejszym, łyk ginu z tonikiem był przepyszny.
Komentarze:
Jesio
Czytam od początku, podziwiam i marze...
Pozdrawiam i powodzenia w dalszej drodze...