Między górami a oceanem

Gru 7, 2012 (dzień 569) Republika Południowej Afryki

Jak miło być goszczonym przez innych rowerzystów! Nie tylko jest o czym porozmawiać, ale i gospodarzy nie dziwi twoja wonna, przybrudzona i zmęczona aparycja. Na wybrzeżu miałem się tym cieszyć więcej niż raz, jako że społeczność WarmShowers jest tu licznie reprezentowana.

Z Kevinem i Dianne

Z Kevinem i Dianne

Kevin i Dianne naprawdę cieszą się życiem. Już na emeryturze, ale nadal młodzi duchem, mają na koncie kilka podróży rowerowych po Europie. A gdy przybyłem do ich domu, na stole leżał otwarty atlas, wyraźnie wskazując, że kolejna wyprawa odbędzie się w bardziej egzotycznym miejscu.

Naprawdę zatroszczyli się o mnie i pomogli podładować baterie w trakcie długo oczekiwanego dnia odpoczynku. Zdałem sobie wtedy sprawę, że w trakcie ostatniego miesiąca tylko przez jeden dzień nigdzie nie jechałem. Padnięcie plackiem na trawniku obok basenu uznałem za dobry pomysł i niebawem spałem tam w najlepsze, znowu przypalając się słońcem.

Koszmarny wiatr w twarz ustał i kolejnego dnia cieszyłem się słoneczną pogodą, podczas gdy widoki z każdym kilometrem stawały się coraz piękniejsze. Po lewej miałem ocean, a po prawej góry, które rosły i przybliżały się. Jadąc po usytuowanym na 200m płaskowyżu, po starej i wąskiej drodze, zmuszony byłem zjeżdżać w każdy wąwóz rzek, które trafiały się na trasie. Było to na pewno ciekawsze niż podążanie autostradą, której imponujące mosty rozciągały się wysoko nad najładniejszymi zakątkami.

Wieczorem dotarłem do Jeffreys Bay. Z początku wyglądało na drogie, a cena kempingu obok plaży o mały włos nie skłoniła mnie do zawrócenia, ale ostatecznie odnalazłem hostel z dormitorium za rozsądną kwotę. Towarzystwo grupki Kenijczyków odświeżyło miłe wspomnienia z tamtego kraju.

Słońce nie świeciło za długo i gdy opuszczałem nadmorski kurort niebo na powrót zasnute było chmurami. Po raz pierwszy od dawna drogi nie otaczał szczelny płot, więc zamiast jechać do wieczora skorzystałem z okazji i rozbiłem obóz w prawdziwym, zielonym lesie.

Fale wśród lasów

Fale wśród lasów

Mój namiot słabo maskuje się w zieleni

Mój namiot słabo maskuje się w zieleni

Kolejny dzień przyniósł deszcze i, nie posiadając kurtki, nie bawiłem się zbyt dobrze. Zniknęła też drugorzędna droga i musiałem przenieść się na autostradę, jedyny szlak przecinający niewiarygodnie głęboki kanion rzeki Stormsrivier. Jej ujście jest uznawane za jedno z najpiękniejszych miejsc na Garden Route. Dla mnie jednak perspektywa jazdy w dół i w górę ta samą drogą oraz płacenia przesadnej sumy za wejście do parku narodowego przy takiej pogodzie nie wyglądała zachęcająco. Pojechałem więc dalej i niebawem napotkałem napis informujący, że pojawiająca się na powrót boczna droga została zamknięta.

Lubię opuszczone drogi

Lubię opuszczone drogi

Podjąłem więc ryzyko, jako że zazwyczaj „zamknięte” drogi są całkowicie przejezdne rowerem, a do tego nieuczęszczane przez pojazdy silnikowe. I znowu się udało. Przepchnąwszy pojazd przez kupę ziemi niebawem cieszyłem się wspaniałym zjazdem ku rzece Bloukrans. Most był w doskonałym stanie, a droga sprawiała wrażenie jedynie nieutrzymywanej, gdyż gdzieniegdzie leżały kamienie i błoto spłukane ze stoku ostatnimi deszczami. Dolina była zielona, mglista, cicha i piękna. Przewidując jednak chłodny i mokry poranek, wspiąłem się z powrotem na wyżynę i ukryłem namiot w krzakach na poboczu nieużywanej drogi.

Czasem trzeba się chować w dziwnych miejscach

Czasem trzeba się chować w dziwnych miejscach

Plaża, słońce!

Plaża, słońce!

Kolejny ranek rozpocząłem przyjemnym zjazdem do Nature's Valley. Gdy słońce w końcu przepaliło brudną zasłonę chmur, plaża zdawała się zapraszać. Zostawiłem rower w sklepie i w końcu zażyłem długo oczekiwanej kąpieli. Potem przejechałem za piękne Plettenberg Bay, by zmoknąć w kolejnym popołudniowym deszczu. Przepiękny las rosnący wokoło był za gęsty i za mokry by się w nim rozbijać, ale w miejscu gdzie droga przecinała nieduży pagórek skarpa okazała się dość wysoka by ukryć mnie przed wzrokiem kierowców. Śpiąc nie więcej jak 20m od jezdni byłem niewidoczny i cieszyłem się spokojną nocą.

Główne drogi też bywają ładne

Główne drogi też bywają ładne

Znużony standardowymi śniadaniami z otrębów i dżemu okraszonymi czasem rodzynkami lub owocem, wystartowałem rano i dotarłem do Knysny grubo przed porą obiadową. Zamawiając pełny posiłek o tej porze nie zaskoczyłem nikogo. Obecni konsumenci zajęci byli pałaszowaniem potężnych porcji frytek. Dość zdrowa dieta jak na pracowników biurowych! Zamówiłem to samo z rybą, przewidując, że na kolejnym deszczowym podjeździe wszystko spalę i znowu będę głodny. Szybko przekonałem się, że moja ocena była trafna.

Gdy mijałem przybrzeżne jeziora, pogoda zmieniała się z minuty na minutę. Wiał lekki wiatr, a słońce, wyglądając od czasu do czasu zza chmur dodawało energii grupce paralotniarzy próbującej utrzymać się nad pobliskim stokiem. To coś, za czym bardzo się stęskniłem, bo z powodu podróży ominął mnie już trzeci sezon latania. Stałem tam długo i patrzyłem jak ludzie bawią się w powietrzu.

Prowadzony SMSami i dziwnymi koordynatami w GPSie, które idealnie wskazywały miejsce znane jako „środek niczego”, próbowałem dotrzeć do Oakhurst. Miałem tam spotkać kolejnych gospodarzy z WarmShowers. Dotarłem na miejsce dziwną, spiralną drogą, pokonując kolejne 20km i kilkaset metrów podjazdu. Ale było warto.

Jake i Claire powitali mnie na swojej pięknej farmie. Samemu będąc parą rowerzystów MTB, chętnie ugościli dwukołowego podróżnika, mimo że dotarłem w najbardziej szalonym momencie. Choć właśnie wprowadzali się inni członkowie rodziny, a w biznesie piętrzyły się ostateczne terminy na kilka spraw, ciągle mieli czas na zabawy z trójką uroczych córek i nieustannie pytali mnie, czy czegoś nie potrzebuję. Trudno było ich opuścić dwa dni później i ruszyć w pochmurną, wietrzną pogodę.

Komentarze:

mama
mama
11 lat, 11 miesięcy temu
Czyli przynajmniej jedna kąpiel zaliczona!? Ściskaj od nas tych wszystkich, którzy Cię goszczą. Nasza wdzięczność jest i będzie ogromna :). No i czekamy w domu!!!
Bee
Bee
11 lat, 11 miesięcy temu
Gratulacje na okazję osiągnięcia mety, pełne podziwu dla hartu ducha, siły woli, siły mięśni i żądzy przygody/poznawania. Teraz chyba czas na szczegółową relację, najlepiej w formie książki, czego szczerze życzę.
Bee
Bee
11 lat, 11 miesięcy temu
Jedna kąpiel na 30 000 km to też byłby ciekawy wyczyn ;)