Wycieczka do Kairu zakończyła się sukcesem. Dostałem przedłużenie wizy na trzy miesiące, dokładnie tak jak prosiłem we wniosku. Oznacza to, że mógłbym cieszyć się Egiptem do 29 marca, ale myśląc o kwietniowych temperaturach w Sudanie nie uważam tego za dobry pomysł.
Z drugiej strony nie ma powodu do pośpiechu, szczególnie ze względu na porę deszczową w Kenii, na którą natrafiłbym trzymając się oryginalnego planu. Wybrałem zatem jazdę tempem wypoczynkowym, by szybko przekonać się, że to nie tylko moja własna decyzja. Moje postępy w drodze przez Saharę okazały się dużo wolniejsze niż pierwotnie zakładałem.
Wyjazd z Bahariyi opóźnił się o jeden dzień z powodu wiatru, który niósł tumany pyłu i wiał z bardzo niedobrego kierunku. Kolejnego dnia, jednakże, niebo oczyściło się zupełnie i mogłem ruszać. Pustynia ma różne oblicza i to, które miałem widzieć od tej pory, było interesujące, całkiem odmienne od płaskiego i nudnego odcinka, który pokonałem jadąc z Kairu.
Z sakwami pełnymi suchego prowiantu: ryżu, fasoli, mleka w proszku, cukru, i z 11 litrami wody, mogłem włóczyć się po pustyni kilka dni, bez potrzeby kontaktu z cywilizacją. I tego właśnie sobie życzyłem, ale wzdłuż drogi trudno było uniknąć obecności innych ludzi. Na szczęście ruch był tu dużo mniejszy.
Otoczenie stanowił głównie piasek, z pagórkami i skałami ciemnego koloru, od których pochodzi nazwa Czarnej Pustyni. Drugiego dnia, przekroczywszy mały łańcuch górek, zjechałem na zupełnie inny teren. Jasne skały i białe, kredowe struktury znaczyły początek Białej Pustyni, która zarazem stanowi jeden z egipskich parków narodowych.
Obszar ten, rzeźbiony i wygładzany od wieków przez wiatr, zaprasza do włóczęgi bez końca. Kredowe skały pojawiają się w mnogości kształtów i rozmiarów, przybierając kształty grzybów, dziwnych zwierząt, a zazwyczaj surrealistycznych, fantazyjnych klusek białej materii.
Zboczyłem z drogi na jeden ze szlaków dla samochodów terenowych, wyglądający na dość twardy by utrzymać ciężki rower. Rzeczywiście, udało się i szybko znalazłem się z dala od drogi, kompletnie sam na sam z dziełami natury. Biwak w takim otoczeniu był bardzo przyjemny, w odróżnieniu od próby znalezienia wyjścia nazajutrz. Nie chcąc wracać tą samą drogą, natrafiłem w końcu an ogromne pole piasku i przez kilka kilometrów musiałem pchać rower po miękkiej nawierzchni.
Zaraz za Białą Pustynią pojawiła się oaza Farafra. Najdalsza ze wszystkich oaz na szlaku Pustyni Zachodniej. Oprócz kilku podstawowych sklepów oferowała publiczny kran z doskonałą źródlaną wodą. Kolejne wioski ciągnęły się przez około 30km, świadcząc o odważnym projekcie zamiany pustyni w żywy ląd. Projekt Nowej Doliny, jak wielokrotnie było mi dane słyszeć, korzysta z podziemnych wód dla celów rolniczych. Problem w tym, że z powszechnym użyciem nowych i wydajnych pomp spalinowych, ich poziom ciągle opada, nie dając wiele nadziei co do przyszłości tych siedlisk.
Pozostawiwszy za plecami ostatnią wioskę, znalazłem doskonałe miejsce biwakowe. Oddalone kilkaset metrów od drogi, mogłoby się zwać „środkiem niczego”. Podobnych miejsc jest na pustyni nieskończenie wiele i większość doskonale nadaje się na nocleg. Bez namiotu, osłaniając się od lekkiego wiatru rowerem i sakwami, miałem niebo za dach. Jedna z ostatnich bezksiężycowych nocy dała mi możliwość ponownego spojrzenia w gwiazdy. W czystym powietrzu, jakieś trzy godziny przed wschodem słońca, mogłem w końcu dostrzec Gacrux — najwyższą z gwiazd Krzyża Południa — wschodzącą tuż ponad horyzont.
Poranna jazda była pojedynkiem z wiatrem na tych ostatnich kilometrach zanim droga skręci na wschód w Abu Minqar, pozwalając mi w końcu podążać z długo oczekiwanym wiatrem w plecy.
Jeszcze przed wioską dotarłem na skraj długiego urwiska. Przede mną rozpościerał się wspaniały widok na bezkres Wielkiego Morza Piasku. Odtąd nie było już żadnego śladu człowieka, aż po odległe wioski południowej Libii.
Zjeżdżając ze stoku dostrzegłem obóz białych namiotów i małą tabliczkę, mówiącą „Geofizyka Toruń”. Niewiele się zastanawiając, skręciłem. Przejechać bez pozdrowienia ziomków w tak odległym miejscu na Ziemi, byłoby po prostu głupie.
Trzech z nich było obecnych w obozie, podczas gdy reszta pracowała w terenie, szukając ropy i innych naturalnych złóż. Mogłem porozmawiać po polsku z Piotrem, Radkiem i Kubą, którzy też dobrze wiedzieli jak sprawić, bym poczuł się dobrze — prysznicem, obiadem i słodyczami na dalszą drogę. Nie wiem kogo bardziej zaskoczyło to spotkanie na końcu świata, ale przyjemnie było na nich trafić i dało mi to dużo energii na dalszą drogę. Nawet pomimo tego, że słońce już niemal zachodziło, gdy w końcu wyruszyłem. Dzięki, chłopaki!
Po kolejnej nocy na piasku, mogłem cieszyć się całym dniem jazdy z wiatrem w plecy. W czystym powietrzu słońce zrobiło swoje. Po raz pierwszy w życiu spiekłem się w styczniu. Wieczorem dotarłem do kolejnego rolniczego obszaru i musiałem rozbić się pomiędzy palmami, w towarzystwie gołębi i stada kóz zamkniętego w glinianym domku nieopodal.
Dalsza droga do Dakhli wiodła przez zasiedlone tereny. Będąc stolicą Nowej Doliny, miejsce to gdzieniegdzie wygląda równie zielono jak właśnie Dolina Nilu. W największym miasteczku, Mut, szybko odnalazłem Gardens Hotel, wygodny i najtańszy nocleg dotychczas, gdzie postanowiłem zatrzymać się na dłuższą chwilę.
Komentarze:
kmieto
xmk
Marieke
Not sure where exactly I came across the link to your website, but I just wanted to let you know that I enjoy reading about your adventures. I stop by your website every 5-7 days to read your blog, look at the photos and dream about going on such a trip. I know I wouldn't have the courage for it, but I'm glad that people like you do, and allow me to travel along through stories and images.
All the best on your way south & greetings from the Netherlands,
Marieke
ARKOSŁAW
mama
siostra
Ahmed
mercik
Rob
Michal L
Mam taką małą prośbę. Mógłbyś zamieścić na stronie jakiś skrypt to wygodnego przeglądania zdjęć? Np fancyBox: http://fancyapps.com/fancybox/
Pozdrawiam i z niecierpliwością czekam na kolejne wieści.
Stevie
C.Young