Na wyspach Suahili

Sie 22, 2012 (dzień 462) Tanzania

Wydawało się, że podróż na Pembę będzie szybka i niezbyt interesująca. 40-konny silnik miał popchnąć nas prosto w kierunku wyspy bez użycia żagla. Panowie, którzy skontaktowali nas z kapitanem, zapewniali, że dotrzemy na miejsce około północy.

Silnik zepsuł się w kilka sekund po uruchomieniu. Kotwica była już na pokładzie, a odpływ wyciągał nas z zatłoczonej portowej zatoki. Bezowocnie próbując przywrócić napęd do życia, załoga zdołała wyprowadzić łódź na otwartą wodę, zderzając się jedynie z dwiema innymi jednostkami i o włos mijając trzecią. Potem żagiel powędrował w górę.

Może i morze ale komórki działają

Może i morze ale komórki działają

Na pokładzie siedziało dwoje wazungu. Drugim była dziewczyna z Niemiec, którą spotkaliśmy z Karlem jadąc do portu. Nie miała pomysłu dokąd iść i idea wycieczki na Pembę przypadła jej do gustu. Anika znała trochę Swahili i stanowiła mój jedyny środek komunikacji z załogą i resztą pasażerów, jako że nikt z nich nie władał angielskim.

Ku naszemu zaskoczeniu, popłynęliśmy na północ. Łódź zatrzymała się w innej małej portowej wiosce za Tangą. Dołączyło do nas kilku pasażerów, a załoga popędziła na ląd w poszukiwaniu jedzenia. Ścisłe reguły ramadanu dawały niewiele czasu nim zacznie się kolejny dzienny post.

Przez kilka godzin czekaliśmy aż odwróci się pływ. Załoga podzieliła się z nami posiłkiem i niebawem udaliśmy się na wschód, na główną część podróży.

Łódź przeciekała i marynarze nieprzerwanie wylewali wodę w systemie zmianowym, używając ogromnego wiadra. Dla nas, pasażerów, poza spaniem niewiele było do roboty. Zatłoczony pokład oferował niewiele miejsca, a od czasu do czasu fala chlapała przez prawą burtę, zmuszając kogoś do przesunięcia. Poranny deszcz był bardziej sprawiedliwy i wszystkich nas równo zmoczył i wychłodził.

Przed południem ujrzeliśmy ląd na horyzoncie, ale przesuwając się powoli wzdłuż pięknych plaż dotarliśmy do wioski Tumbe około 14, jakieś 12 godzin później niż zakładał pierwotny plan.

Nareszcie ląd!

Nareszcie ląd!

Archipelag Zanzibaru jest całkowicie zdominowany przez muzułmanów i z powodu ramadanu wszystkie restauracje były zamknięte. Jedyny gotowy posiłek stanowiły ciastka i banany, które też trzeba było spożywać w ukryciu by nie denerwować miejscowych.

Pembę zwano Zieloną Wyspą

Pembę zwano Zieloną Wyspą

Szybko wycofałem się do enklawy dla mzungu. Podążając za rekomendacją innego cyklisty, udałem się do miejsca przyjaznego rowerzystom i nie opuściłem go przez kilka dni. To był mój długo wyczekiwany odpoczynek od Afryki, wśród ludzi, którzy przylecieli ponurkować po safari na Serengeti lub wspinaczce na Kilimandżaro. Popłynąłem z nimi w morze posnorkować. Czysta rafa oferowała bogactwo kolorowych ryb, a z racji silnego prądu widoki pod wodą ciągle się zmieniały.

Dzisiejszy połów skończony

Dzisiejszy połów skończony

Siedząc tam, sprawdziłem pocztę. Trafiłem na zaskakującą wiadomość od koleżanki, że na Pembie mieszkają Polacy, zaledwie kilka kilometrów od miejsca gdzie wypoczywałem. Zadzwoniłem do nich i niebawem przeniosłem się do ich gościnnego namiotu ulokowanego w tropikalnym lesie.

Namiot w wersji lux

Namiot w wersji lux

Iwona i Marek mieli do opowiedzenia długą historię. Opuściwszy Polskę trzy dekady temu, wiedli udane życie w RPA nim postanowili wszystko sprzedać i przenieść się na tropikalną wyspę. Nabyli pierwszorzędną działkę, nieopodal rezerwatu leśnego i z długim odcinkiem plaży Vumawimbi. Teraz szukają inwestora, który zechciałby wraz z nimi zbudować pierwszy luksusowy i przyjazny środowisku hotel na Pembie. Ktoś ma ochotę?

Spokój

Spokój

Rybacy poszli do domu

Rybacy poszli do domu

Z owocami morza do domu

Z owocami morza do domu

Moi hojni gospodarze nie tylko zapewnili wspaniałe miejsce do spania i nakarmili niezwykle bogatym repertuarem dań, ale i pomogli wyleczyć chory ząb. Ich weterynaryjne umiejętności od dawna są cenione przez mieszkańców okolicy, dla których prowadzą darmową klinikę.

Na Pembie też są rodacy!

Na Pembie też są rodacy!

Z przyjemnością pozostałbym tam przez przynajmniej tydzień, ale czas naglił. Kilka dni przed Eid al-Fitr porzuciłem pomysł szukania zatłoczonej łodzi i kupiłem bilet na zdecydowanie za drogi szybki prom. Jadąc do portu Mkoani skręciłem w złą drogę w okolicy Chake. Nim się zorientowałem po kilku kilometrach, było już ciemno. Rozbiłem więc namiot w pobliskich krzakach.

Odmieniec

Odmieniec

Noc minęła spokojnie, ale gdy zwijałem namiot ktoś mnie zauważył i natychmiast doniósł o znalezisku. Niebawem pojawiło się dwóch żołnierzy i poinformowało, że biwakowałem na terenie wojskowym, w związku z czym muszę zostać przynajmniej przesłuchany.

Kolejni dwaj, którzy przybyli, zadali kilka pytań i stwierdzili, że musimy poczekać na kogoś innego. Taka sytuacja powtórzyła się kilkukrotnie i po około dwóch godzinach dookoła stał tłumek żołnierzy, a każdy nowo przybyły zadawał te same pytania.

W końcu uznano, że procedura wojskowa dobiegła końca i zostanę „przekazany organom cywilnym”, co oznaczało zapakowanie mnie do samochodu i zawiezienie na posterunek policji. Mam nadzieję, że wybaczycie mi skorzystanie ze zmotoryzowanego transportu na tym odcinku kilku kilometrów. Zaoferowałem, że pojadę za samochodem, ale moja prośba została odrzucona.

Policjant okazał się zaskakująco przyjazny i po spojrzeniu w paszport oraz bilet na prom odpływający za niespełna dwie godziny, puścił mnie życząc udanej podróży. 30-kilometrowy wyścig przez strome pagórki, który zakończyłem w półtorej godziny, był finałem mojej wizyty na wyspie. Prom pomknął i niebawem wylądowałem w mieście Zanzibar.

Stone Town

Stone Town

Zaletą tego turystycznego miejsca była dostępność kawy, serwowanej za zasłoną. Poza tym reguły religijne były ściśle przestrzegane i nawet butelkę napoju sprzedano mi zapakowaną w papierową torbę. Tak czy inaczej, z ulgą opuściłem to miasto, w którym słowa „hello my friend” słychać zdecydowanie za często.

Bardzo szybko skontaktowałem się z Michałem, z którym podróżowałem jeszcze kilka tygodni temu. Tego samego wieczoru siedzieliśmy na wschodnim wybrzeżu razem z nim i jego dziewczyną. Trzy leniwe dni szybko minęły, spędzone w zasadzie na robieniu niczego.

Na rajskim wybrzeżu

Na rajskim wybrzeżu

Rynek turystyczny Zanzibaru jest dobrze rozwinięty i w połączeniu z zakazem biwakowania utrudnia życie niskobudżetowym podróżnikom. Daliśmy jednak radę korzystać z własnego noclegu, ale porzuciliśmy pomysł dogłębnej eksploracji wyspy.

Mieszkaniec Zanzibaru

Mieszkaniec Zanzibaru

Ramadan wreszcie dobiegł końca. Z nadzieją na zjedzenie czegoś więcej niż potajemnie przyrządzonego chapati z dżemem, opuściliśmy przytulną plażę w kierunku wyspy Uzi. Ten mały fragment lądu połączony jest z główną wyspą drogą, którą przebyć można tylko podczas odpływu.

Gdy dotarliśmy na miejsce woda była wysoka i nie znaleźliśmy żadnego jedzenia na sprzedaż. W czasie Id al-Fitr posiłki spożywa się jeszcze w domu. Na szczęście trafił nam się przyjazny miejscowy, który nie tylko zaprosił nas na wyborny pilaw, ale też pomógł później wytargować dobrą cenę noclegu w nadmorskim ośrodku.

Podczas odpływu

Podczas odpływu

Suche dno morza przekroczyliśmy kolejnego dnia koło południa, tylko po to by znaleźć po drugiej stronie senną i raczej nieciekawą wioskę. Nagła ulewa uderzyła i poszła sobie, zostawiając nas mokrych na środku boiska piłkarskiego. Zasiedliśmy tam, gotując i od czasu do czasu przeganiając dzieciaki, które właziły w naszą przestrzeń prywatną. Nagle, nie wiadomo skąd, nadeszła kobieta z miską domowej strawy na sprzedaż i zasiadła nieopodal. Potem przybyła następna i następna...

Całkiem przypadkowo zatrzymaliśmy się w miejscu, w którym miejscowi zwykli spotykać się na jedzenie po zakończeniu postu. Pojawiła się szeroka gama lokalnych przekąsek, dzieciaki cieszyły się sorbetem, a kilku rybaków położyło na ruszcie ośmiornice. Biesiada trwała do zmroku i skończyła się tak nagle jak się zaczęła. Wtedy wycofaliśmy się w krzaki, gdzie nie niepokojeni spędziliśmy noc.

Jambo mzungu!

Jambo mzungu!

Skorzystawszy z kolejnego odpływu by przekroczyć morze, zawróciliśmy do Stone Town. Planowaliśmy wsiąść na łódź żaglową do Bagamoyo, ale strażnik portowy powiedział, że pasażerowie nie są na nie wpuszczani z powodu złych warunków pogodowych. Istotnie, morze było dość szorstkie i większość pasażerów nocnego promu do Dar es-Salaam zamiast spać spędziła noc na karmieniu ryb.

Komentarze:

Miśka
Miśka
11 lat, 8 miesięcy temu
Cieszę, że jesteś zadowolony z wizyty u Iwony i Marka :) Zresztą z wzajemnością! Mam nadzieję na więcej szczegółów, trzymaj się
Igor Sroczyński
Igor Sroczyński
11 lat, 7 miesięcy temu
Dziś odkryłem tego bloga i jestem pełen podziwu. Na razie przejrzałem pobieżnie, ale mam zamiar usiąść i przeczytać od początku do końca.
Moje podróże wydają się niczym przy tym przedsięwzięciu.

Wyczekuję kolejnych wpisów i życzę jak najlepszych dalszych dni wyprawy.
Pozdrawiam.
Issa Yusufu Wamungu
Issa Yusufu Wamungu
11 lat, 7 miesięcy temu
Absolutely fantastic adventure!
Pity I didn't know of you before you cycled through and past my country Kenya.
Good luck!