W pełnym słońcu

Cze 10, 2011 (dzień 23) Finlandia

Jest rzecz, której nienawidzę na kempingach — budzenia się w namiocie stojącym w pełnym słońcu. Tylko natychmiastowa zimna kąpiel może uratować resztę dnia. Tym razem zabrakło takiej, a droga do Posio była powolna, gorąca i pagórkowata.

Myślę, że przejście z temperatur bliskich zeru, zimnego wiatru i dużych opadów do palącego słońca i upału przekraczającego 25°C powinno odbywać się odrobinę wolniej. Śmieję się jeszcze czasami z moich obaw, które naszły mnie zaraz po wylądowaniu w Norwegii, że w Finlandii mogę napotkać mrozy. Już chyba szybciej udar słoneczny.

Okazja do kąpieli, której nie wolno przepuścić

Okazja do kąpieli, której nie wolno przepuścić

Nagrodą za męczący dzień było Livojarvi. Gdy ujrzałem czystą, piaszczystą plażę, wystawioną na zachodzące słońce i wyposażoną w stoły i ławki, nie zastanawiałem się więcej. Wskoczyłem do wody prosto z roweru. Jakaś piknikująca nieopodal para Finów na ten widok założyła na siebie dodatkowe ubrania — nie wiem czemu. Mimo że plaża, którą zasiedliłem, była wystawiona również na poranne promienie słońca, był to chyba najlepszy biwak jak na razie. Przed odjazdem wykąpałem się, ponownie wykąpałem się, a po spakowaniu wszystkiego — wykąpałem raz jeszcze.

To jest idealny wieczór

To jest idealny wieczór

Niestety, nie tylko ja skorzystałem z pięknej pogody. Gdy rozkoszowałem się słońcem i wodą, wrogie hordy rosły w siłę. Komary nie mogłyby tak szybko zareagować na zmianę pogody, ale te drobne muszki — owszem. Małe sukinsyny atakują grupami i błyskawicznymi skokami przemieszczają się z miejsca na miejsce na ciele. Są dużo trudniejsze do namierzenia niż komar, a ich ukąszenia swędzą dużo dłużej. Najgorsze, że są obecne prawie wszędzie i aktywne cały dzień. Jedyna skuteczna taktyka przeciwko nim to poruszać się, więc przynajmniej nie są problemem podczas jazdy.

Nawet miasta nie są wolne od tych małych pasożytów, jak zauważyłem w Taivalkoski, próbując używać otwartego wifi na powietrzu. Kiedy już mowa o miastach, to na południowym krańcu Laponii zaczęły one mieć trochę więcej życia i szczyptę wizualnego konceptu. Kemijärvi, przez które przejechałem parę dni temu, miało interesujący, nie prostokątny układ ulic, dwupoziomowe skrzyżowania oraz pierwsze tory kolejowe jakie tu widziałem. Taivalkoski też wygląda nieźle i nawet ma główny plac, na którym funkcjonalność nie dominuje totalnie nad estetyką.

Taivalkoski, główny plac

Taivalkoski, główny plac

Życie w tych miastach wygląda podobnie. W miarę posuwania się na południe pojawia się na ulicach coraz więcej ludzi, ale większość jest w ruchu. Starcy spacerują, młodzież błąka się na hałaśliwych motocyklach lub w kabrioletach z głośną muzyką. Dzieciaki częściej używają rowerów. Czasem znajomi przystaną na krótką rozmowę na supermarketowym parkingu, ale nie widziałem jeszcze ani jednej restauracji ani pubu na świeżym powietrzu (może ze względu na owady), a te wewnątrz i tak wyglądają pusto. Integracja społeczna musi odbywać się gdzieś indziej. Albo może po prostu poczekam na weekend i zobaczę czy coś się zmieni.

Po opuszczeniu Taivalkoski wybrałem drugo- albo nawet trzeciorzędną drogę wzdłuż rzeki Iijoki. Miałem nadzieję na dobry kemping, a tymczasem z początku zapowiadało się fatalnie — powolna, najwyraźniej zatamowana rzeka płynąca przez mieszany las i bagna, z brzegiem kompletnie podzielonym pod prywatne działki. Do tego owady wyraźnie mówiące, że nie ma po co zatrzymywać się i myśleć. Tylko pedałować do przodu. I nagle w tym nieprzyjaznym otoczeniu napotkałem drewnianą wiatę na brzegu rzeki, z miejscem na ognisko i drewnem równo przyciętym i schowanym pod dachem. Przygotowany na rozbicie namiotu w rekordowym czasie stwierdziłem z zaskoczeniem brak owadów. Przyleciały trochę później, ale w małej liczbie. Rozpalenie ognia i zajęcie miejsca pod dachem załatwiło sprawę do końca. To, że ktoś postawił wiatę właśnie tutaj, musiało być wynikiem wieloletniego doświadczenia. Jak to działa, nie mam bladego pojęcia.

Cudowne miejsce, wolne od robactwa

Cudowne miejsce, wolne od robactwa

Sąsiedztwo rzeki Iijoki jest w pełnym rozkwicie. Upał najwyraźniej przyspieszył procesy życiowe roślin i wywołał ogromną eksplozję pyłku. Chmury żółtej zawiesiny przetaczają się to tu to tam, zostawiając ślad na wszystkim i ograniczając widoczność na większe odległości. Gdy dotarłem do kempingu w Puolanka, kąpielisko w pobliskim jeziorze (i tak niezbyt czystym) wyglądało obleśnie. Woda była pełna pyłku i przypominała gęstą, żółtą zupę. Przy wiejącym ciągle południowym wietrze będę musiał trzymać się południowych brzegów, by znaleźć miejsce nadające się do pływania.

Iijoki pośród łąk

Iijoki pośród łąk

Komentarze:

mama
mama
13 lat, 6 miesięcy temu
Pięknie, jadę do Ciebie!!! Ja chcę upałów!!! U nas 5-6 stopni, max. 12. Wieje ze wschodu, zdecydowanie dzisiaj za mocno. Ściskamy z Mehamn! Masz, synek, talent do pisania!!!
kaha
kaha
13 lat, 6 miesięcy temu
to po Dziadku-Staszku :D
siostra:)
siostra:)
13 lat, 6 miesięcy temu
żeby mu na starość się to nie pogłębiło ;)
gość
gość
13 lat, 6 miesięcy temu
owszem, bardzo fajnie się to czyta, ale zauważyłem jeden błąd :)
kudłaty
kudłaty
13 lat, 6 miesięcy temu
Na upierdliwą wszechobecność muszek według ludowych podań, potwierdzonych organoleptycznie przeze mnie, sprawdza się olejek waniliowy (taki w małych flakonikach używany jako aromat do ciast).

Pozdrawiam, połamania szprych

kudłaty