Po walce z przeciwnym wiatrem, który najpierw próbował mnie zatrzymać, a potem zdmuchnąć z drogi do najbliższego jeziora, po deszczu padającym niemal poziomo, wszedłem do gorącej sauny. Co za ulga! Tak właśnie w swym domu powitał mnie Timo. Wraz z Tiinaliisą i ich synem Väinö mieszkają w lesie (jak większość Finów), w domu wyglądającym wprost na rzekę Kitinen. Wspaniałe miejsce, a gościnność gospodarzy jeszcze lepsza. Zregenerowany sauną, nawodniony pierwszym od wyjazdu z domu piwem, zostałem zaproszony na przepyszne domowe jedzenie. W końcu warzywa!
Pokazano mi pokój gościnny, będący właściwie osobnym domem, który stał się moją rezydencją na tę noc. Degustacja miejscowych przysmaków trwała cały wieczór, przy partyjce gry planszowej. Timo nie tylko jest graczem, ale również producentem planszowych gier. Jego dwa tytuły, Phantom League i Zanziar można nabyć w sklepach i wygląda na to, że ciekawe hobby powoli staje się działającym biznesem.
Wyjąłem mapę i za radą Tiinyliisy zaplanowałem dalszą drogę przez Finlandię. Zamiast odwiedzać przereklamowane Rovaniemi i nadmorskie Oulu, pojadę na wschód, gdzie znajduje się większość atrakcji krajobrazowych. Trasa wydaje się długa, wymaga ode mnie średnio 80km dziennie, co może być trudne przy przeciwnym wietrze, który ma pozostać bez zmian przez conajmniej tydzień.
Po takiej gościnie nie było problemem śmignięcie 122km, co jest moim nowym życiowym rekordem. Gdybym wystartował przed 13, może byłoby jeszcze więcej. Zrobiłem też wycieczkę do wioski Suvanto, która do niedawna jeszcze była połączona ze światem jedynie za pomocą rzecznego promu. To zapewne było powodem, że przetrwała wojnę i dziś może pokazać piękne zabytkowe domy. Sam prom jest wystawiony na brzegu, zaraz obok swojego współczesnego zamiennika — nowiutkiego, lśniącego mostu.
Wieczorem spotkałem innego rowerzystę. Fin, emerytowany kierowca ciężarówki, jechał w odwiedziny do rodziny mieszkającej kilkaset kilometrów na północ. Przy jego wieku i starym 3-biegowym rowerze średni dzienny dystans 140km robi wrażenie, nawet pomimo małego bagażu i wiatru w plecy.
Nazajutrz przekroczyłem krąg polarny. Podkreśliła ten fakt słoneczna i gorąca pogoda. Zaraz po wjechaniu w strefę umiarkowaną napotkałem ogólnodostępne kąpielisko — rzecz dotychczas niecodzienną — w jeziorze Kemijärvi. Jadąc na południe dostrzegam coraz lepszą infrastrukturę publiczną, a na niektórych parkingach stoły i ławki bywają nawet zadaszone. Samo jezioro nie było jeszcze zbyt ciepłe, ale takiej okazji nie mogłem przepuścić. Krótka, bardzo krótka kąpiel, a potem odpoczynek na drewnianym pomoście. Coś wspaniałego! Na dodatek mogłem to zrobić całkiem na golasa, bo dookoła nie było absolutnie nikogo — do czego zaczynam się przyzwyczajać.
Niedługo potem osiągnąłem swój pierwszy tysiąc kilometrów. Pozostały już tylko 24! :)
Na koniec dnia odwiedziłem wodospad Auttikongäs. Nic nadzwyczajnego, bo i Finlandia niewiele ma do zaoferowania z górskich atrakcji, ale wodospadowi towarzyszy ciekawa konstrukcja. Drewniana rynna służąca do spławiania pni, aby nie roztrzaskały się w kamienistej kaskadzie. To oczywiście zabytek, bo ciężarówki pozbawiły flisaków roboty, ale przypomina jak podstawowym i ogólnodostępnym surowcem jest tu drewno. Nawet współczesne słupy wysokiego napięcia są tu drewniane. Sosna służy do budowy, brzoza do ogrzewania — tak w uproszczeniu można opisać jak to działa.
Komentarze:
siostra:)
Koty usilnie próbują coś napisać na klawiaturze, więc prawdopodobnie Cię pozdrawiają;)
Dudi
Dosman
Pozdrawiam i życzę wytrwałości!
bambaryła
martyna