Pożegnanie z górami

Paź 15, 2011 (dzień 150) Turcja

Po odpoczynku w Kapadocji nadszedł czas by rozstać się z Markiem. Wspólnie dojechaliśmy do Develi, gdzie on skręcił na północ, a ja udałem się dalej na wschód. Dla obu oznaczało to kilka dni samotnej jazdy przez góry. Na szczęście pogoda się zmieniła i nadciągnęły chmury. Przyniosły odrobinę wilgoci na ten suchy teren, a dodatkowo okryły go kołdrą, dzięki której noce nie były już tak zimne. Bardzo dobrze, szczególnie że przyszło mi spać na około 1800m.

Krótka chwila odpoczynku po ciężkiej pracy

Krótka chwila odpoczynku po ciężkiej pracy

Może przywykłem już do widoku gór, bo liczne przełęcze i doliny nie robiły na mnie już takiego wrażenia, jak te na północy. Poza tym więcej tu samochodów, robót drogowych i linii energetycznych, które przecinają i niszczą niejeden piękny widok.

Nadciągnęły chmury

Nadciągnęły chmury

Dotarcie do Kehramanmaraş zajęło mi cztery dni. Wjechałem do miasta z zamiarem przenocowania, gdyby okazało się interesujące. Tak naprawdę, chodziło bardziej o prysznic, pranie i przycięcie ogromnej brody, która zarosła moją twarz. No i oczywiście o spróbowanie sławnych tamtejszych lodów.

Centrum nie zrobiło na mnie wrażenia, więc postanowiłem jechać dalej. Na jednym z dużych skrzyżowań, przez nieuwagę, zająłem niewłaściwy pas. Nie chcąc czekać do kolejnej zmiany świateł, podążyłem złą drogą, by zaraz znaleźć się na bazarowej ulicy jakiegoś przedmieścia. Tam zatrzymałem się z zamiarem kupienia pięknych pomidorów, by natychmiast stać się atrakcją turystyczną dla tuzina przechodniów. Po krótkiej rozmowie na standardowe tematy (skąd jestem, dokąd jadę, jak długo, po co?), jakiś człowiek zaoferował eskortę samochodem do wylotówki. Podążyłem za nim, by w połowie drogi usłyszeć, że jedziemy na lody. Nie była to propozycja czy pytanie, tylko proste stwierdzenie faktu, który niebawem miał nastąpić. Sławna turecka gościnność nadal nie przestaje robić na mnie wrażenia.

Weszliśmy do dobrze wyglądającej restauracji, w której poczułem się trochę nie na miejscu, w moich brudnych spodniach i koszulce z interesującymi wzorami wyschniętego potu po tym gorącym dniu. Ahmed — tak miał na imię — złożył u kelnera zamówienie i zaraz przed moim nosem pojawił się talerz pełen łakoci. Baklawa, fıstık, no i oczywiście kawał sławnych lodów. Nigdy w życiu nie jadłem loda tak twardego, lepkiego i słodkiego. Ahmed przedstawił się jako zawodowy fryzjer, więc pewnie osiągnąłbym dwa zamierzone cele (lody i strzyżenie), gdybyśmy nie spieszyli się tak bardzo. On miał zaraz umówione jakieś spotkanie, a mi już zaszło słońce, co oznaczało bardzo mało czasu na znalezienie noclegu. Zaraz po ciepłych podziękowaniach i pożegnaniach, rozbiłem namiot na zżętym polu, gdzieś na skraju miasta.

Od Kapadocji nie miałem w ustach melona. Ku mojemu rozczarowaniu, wszystkie nagle i niespodziewanie zniknęły. Ale ich miejsce zajęły słodkie, przepyszne winogrona. Pomiędzy Kahramanmaraş a Adıyaman są jedną z najpopularniejszych upraw, zaraz po bawełnie. Owoce sprzedaje się na przydrożnych straganach, podobnie jak rodzynki, które suszone są w słońcu, na ogromnych płachtach leżących w winnicach.

Winogrona, rodzynki, wszystko prosto z ogrodu

Winogrona, rodzynki, wszystko prosto z ogrodu

Krajobraz zdominowany jest tu przez góry na północy i Jezioro Atatürka na południu. To drugie jest wynikiem budowy ogromnej zapory na Eufracie i świadczy o tym, że dotarłem do zlewiska Oceanu Indyjskiego. Góry zaś są ostatnimi na mojej drodze, przed odległą Etiopią. Aby się stosownie z nimi pożegnać, postanowiłem zdobyć szczyt Nemrutu i zobaczyć tam zarówno zachód, jak i wschód słońca.

Pozostawiwszy większość bagażu na kempingu w Karadut, wspiąłem się na górę. Po tak stromej drodze raczej nie dałbym rady ze wszystkimi sakwami. Na miejscu znowu spotkałem roje turystów, przywiezionych licznymi minibusami. Zjechali na dół zaraz po zachodzie słońca, by nieoczekiwanie pojawić się ponownie o 4 rano, ponad dwie godziny przed wschodem. Mimo że noc nie była szczególnie zimna, tak długie czekanie we mgle mogło niejednego zachęcić do zakupu drogiej herbaty w lokalnym barze. Najwyraźniej piloci tych wycieczek są prawdziwymi profesjonalistami.

Sławne tureckie głowy

Sławne tureckie głowy

Nemrut jest piękny, ale szkoda, że wielkie posągi kommageńskich bóstw i królów leżą w gruzach. Jest to prawdopodobnie wynikiem trzęsienia ziemi, które nastąpiło w XIX wieku. Przedtem, przez blisko 2000 lat postacie te obserwowały każdy wschód i zachód słońca. Niezła manifestacja siły królestwa, które samo przetrwało zaledwie kilka dekad.

Po pochmurnym i zatłoczonym wschodzie słońca, czas było ruszać w dół. Do widzenia, góry!

Komentarze:

mama
mama
13 lat, 1 miesiąc temu
Ślinka leci! Podobno norweskie lody są pyszne - nie mam jakoś ochoty spróbować :). Cieszymy się, że dobrze Ci się jedzie i z przyjemnością czytamy wszystko. Prosimy o więcej!
Damian S
Damian S
13 lat, 1 miesiąc temu
Jak ja bym chciał tam z Tobą być ! ehhhh
Andrzej
Andrzej
13 lat, 1 miesiąc temu
Wspaniała wyprawa. Zazdroszczę Ci. Ja najdalej zajechałem do Portugalii, a Turcję znam tylko z wyjazdów autostopowych. Powodzenia!
Szymon Stoma
Szymon Stoma
13 lat, 1 miesiąc temu
Zaczyna sie robic naprawde dziko i egzotycznie. 3maj sie mocno i uwazaj na siebie!