Dalej w góry

Lip 27, 2011 (dzień 70) Polska

Będąc we dwójkę, Kasia i ja, mogliśmy trochę przyspieszyć. Jednakże nasza droga przez południowo-wschodnią Polskę obfitowała bardziej w spotkania z rodziną i przyjaciółmi niż dokonania kolarskie. Po opuszczeniu Białej Podlaskiej, skierowaliśmy się na Chełm, gdzie mieliśmy spotkać Michała i Olę. Ugościli nas w domu z pięknym ogrodem i nakarmili pochodzącym z niego jedzonkiem. Kończąc 126-kilometrową jazdę w ciemności, będąc mokrym po potężnej burzy, nie czuje się dyskomfortu, gdy takie atrakcje czekają na końcu. Wspaniale było odpoczywać w ogrodzie, gdy nasze ubrania schły na słońcu. Niestety, nie mogliśmy spędzić całego dnia w tym uroczym miejscu, bo czekały na nas kolejne spotkania.

Święta krowa?

Święta krowa?

Opuściwszy granicę na pewien czas, odwiedziliśmy Zamość. Jego starówka — wspaniałe osiągnięcie polskiej szesnastowiecznej architektury — dziwnym trafem nie zniszczona podczas wielu wojen, znajduje się na Liście Światowego Dziedzictwa UNESCO.

Zamość nocą

Zamość nocą

Podczas wizyty na zamojskim rynku napotkaliśmy gromadę rowerzystów. Przewodził jej nauczyciel matematyki z Rzeszowa, a w skład wchodziła jego córka, uczniowie i znajomi. Wspólnie, w dziesiątkę, przemierzali wschodnią Polskę w kierunku północy. Byliśmy pod wrażeniem, jak ci młodzi ludzie współpracują, by z niewielkim budżetem i skąpym wyposażeniem odbyć tą wyprawę. W Zamościu skontaktowali się z księdzem, dzięki czemu mieliśmy okazję zanocować w domu parafialnym. Ten wieczór, spędzony na rozmowach o podróżach, pasjach i przyszłych planach z tymi pełnymi entuzjazmu młodymi ludźmi, był jedną z największych atrakcji jazdy przez Polskę.

Za Zamościem droga stała się bardziej pagórkowata. Roztocze przyniosło pierwsze dłuższe podjazdy i odźwieżające zjazdy, drobne rzeczki i strumyki, a także potężne deszcze, które miały nas nie opuścić do teraz. Są to jednocześnie obszary biedniejsze niż reszta Polski, głownie za sprawą jałowej i rozdrobnionej ziemi uprawnej. Życie toczy się tutaj wolniejszym tempem, a wielu ludzi ma czas by w ciągu dnia usiąść na rozmowę i piwo. To coś niezwykłego dla mieszkańca miasta, gdzie bezrobocie jest minimalne.

Koniec słoneczka

Koniec słoneczka

Tuż przed wjazdem do Przemyśla cieszyliśmy się ostatnimi już płaskimi fragmentami drogi. Moja rodzina mieszka w tym mieście i gdy tylko dowiedziała się o mojej podróży, zaprosiła nas do siebie. Przez dwa dni zajadaliśmy domowe pyszności, spaliśmy na miękkim łóżku i cieszyliśmy się różnymi atrakcjami przygotowanymi przez ciotkę, wuja i kuzyna. Moi rodzice również wykorzystali tą okazję, by spotkać się z nami podczas letniego pobytu w Polsce. Wujek, podniecony pomysłem wyprawy, skontaktował się z lokalnymi mediami i zaaranżował spotkania oraz małą ceremonię powitalną na rynku starego miasta. Możecie zajrzeć do archiwalnych wiadomości z lokalnego radia i telewizji: tutaj i tutaj. Czułem się dość niezręcznie, gdy wokół mojej podróży robi się tyle zamieszania, podczas gdy przebyłem mniej niż jedną piątą planowanego dystansu. Ale dziennikarz, który umieścił Nordkapp w Afryce powinien czuć się jeszcze głupiej.

Miłe powitanie w Przemyślu

Miłe powitanie w Przemyślu

Było to nie tylko pierwsze po latach spotkanie, ale i druga w życiu wizyta w tym mieście. Przemyśl to prawdziwy klejnot. Położony nad brzegami Sanu, który przecina miasto na pół, pełen starych, pięknych domów i zwieńczony dwiema katedrami i zamkiem, ma klimat, który zaniknął już w zachodniej części kraju: targowisko ze świeżym nabiałem i warzywami, małe sklepiki, warsztaty krawieckie i inne oznaki mikroprzedsiębiorczości. Tutejsi ludzie są przyjaźni i posługują się językiem bardziej uprzejmym niż ten, do którego przywykliśmy. To jest miejsce, którego nie wolno opuścić, zwiedzając wschodnią Polskę.

Stare miasto w Przemyślu

Stare miasto w Przemyślu

Świeże owoce

Świeże owoce

Świeży nabiał

Świeży nabiał

Z pełnymi brzuszkami, zreperowanymi rowerami, po długich pożegnaniach, skierowaliśmy się na zachód. Małe miasto Dynów otrzymało impuls od stowarzyszenia De-Novo, które organizuje tam wydarzenia kulturalne. W budynku stacji kolejowej odbywały się warsztaty cyrkowe i teatralne dla dzieci i młodzieży. Nasi przyjaciele, Jacek i Kasia, uczyli dzieciaki żonglerki, chodzenia na szczudłach i innych technik cyrkowych. My również odświeżyliśmy swoje umiejętności i spróbowaliśmy przekazać je młodszym, bawiąc się w międzyczasie na koncertach, projekcjach filmów i imprezach. Będąc ponownie wśród pełnych entuzjazmu ludzi, spędziliśmy tam dwa dni.

Młodzi szczudlarze

Młodzi szczudlarze

Nadszedł czas by wjechać w Karpaty poprzez mój ulubiony rejon południowej Polski — Bieszczady. Opuściliśmy Dynów i skierowaliśmy w górę Sanu, do Zagórza. W towarzystwie naszych zmotoryzowanych przyjaciół (którzy na moment pomogli nam wieźć bagaże), moknąc ponownie w deszczu, dotarliśmy do ruin klasztoru, usytuowanych na wysokim wzgórzu, u stóp którego płynie rzeka. W tej pięknej scenerii cieszyliśmy się ogniskiem i ostatnimi chwilami z Kasią i Jackiem, którzy opuścili nas następnego ranka.

Biwak u stóp ruin

Biwak u stóp ruin

Wygląda na to, że w Polsce nie możemy jechać bez towarzystwa. Wojtek, członek naszego ulubionego forum, dołączył w Zagórzu, by pojechać z nami kilka dni. Trochę pechowo, bo w jedną z największych ulew, jakich doświadczyłem dotychczas. Tym razem pogoda dobrała nam się do skóry i utopiła oba telefony oraz obnażyła drobne braki w wyposażeniu. W ciężkich warunkach, po drogach o jakości wahającej się od gładkiego asfaltu po kamieniste błoto, wspięliśmy się łącznie ponad 1400m jednego dnia. Zbliżając się do Ustrzyk Górnych, ujrzeliśmy jadącego nam naprzeciw rowerzystę. Był to Waxmund, kolejny forumowicz, który odpoczywał tam po ukończeniu niesamowitego 1008-kilometrowego rajdu non-stop przez Polskę. Zajęło mu to dwa dni. Przy piwie wymieniliśmy wrażenia z jakże odmiennych form jazdy rowerem. Rano spotkaliśmy kolejnych uczestników tego zabójczego ultramaratonu. Choć ten dystans i prędkość są dla mnie niewyobrażalne, chętnie wziąłbym kiedyś udział w tej imprezie.

Mimo że dotarliśmy w wysokie góry, ciągle nie było nam dane ich ujrzeć. Widok zasłaniają niskie, ciemne chmury, wciąż grożące deszczem. Tak czy inaczej, jest to nasz ostatni przystanek w Polsce. Następny etap prowadzi na Słowację.

Komentarze:

Marta
Marta
12 lat, 9 miesięcy temu
No no, występ w tv zasługuje na wpis w CV :) to się wujek postarał. Fajnie Cię zobaczyć na żywo.

My udajemy się na miesiąc do Szwecji i zbieramy zapasy polskiego jedzenia :)

pozdrawiamy
lopatka
lopatka
12 lat, 9 miesięcy temu
Hello!

Nie zdążyłam się z Wami pożegnać.
Widzę, że piękną trasę pokonaliście. Trzymam za Was kciuki. Jak będziecie potrzebować jakiegoś wsparcia, możecie o mnie pamiętać ;) Będę starała się pomóc.
Dziękuję za Wasze towarzystwo w Dynowie! Raz jeszcze! Wszystkiego dobrego w podróży ;)

Wasz wieczorny kierowca z Dynowa, Katarzyna Łopata ;)
Andrzej Włodarczyk
Andrzej Włodarczyk
12 lat, 9 miesięcy temu
Witaj Michał i Kasia.Spotkaliśmy się w Ustrzykach Górnych.Siedzieliśmy pod parasolami a wy przygotowywaliście posiłek.Wielkie słowa uznania za takie wielkie wyzwanie które was czeka w czasie wyprawy.Będę za was trzymał kciuki i kibicował w następnych dniach miesiącach i roku .Szerokiej drogi i powodzenia w realizacji waszych niesamowitych planów dotarcia Michała do RPA.Pozdrowienia.
yoshko
yoshko
12 lat, 9 miesięcy temu
Widzę, że jestem kiepskim przewodnikiem bo nie trafiliście na lotnisko ;)